środa, 28 sierpnia 2013

Marta weszła do Starbucksa. Marcus powoli "toczył" się za nią. Był zażenowany tym, że dziewczyna ma zamiar za niego płacić. Właśnie stracił męską dumę. Chyba zacznie pracować, żeby móc zapraszać Martę na kawę i płacić za nią i siebie.
-Jaką chcesz kawę? - zapytała Marta
-Zwykłą poproszę. - odpowiedział zażenowany
-Przestań się burmuszyć, po sobie pójdę.
-Nie idź. Przepraszam. Po prostu to żenujące, że dziewczyna musi za mnie płacić.
-Przestań. Twoja duma nie ucierpi na tym aż tak bardzo.
-Właśnie umiera.
-Przestań Marcus!
-Dobra, przepraszam. Będę grzeczny.
-Mam nadzieję.- podaje mu kawę.
-Dzięki. Idziemy?
-Tak. Mamy jeszcze 5 minut.
-To chodź.
*2 minuty później*
-Dzień dobry. Tu są nasze bilety.
-Dzień dobry. Zapraszam do sali, rząd nr 12. Przedostatni.
-Świetnie, dziękujemy! Widzisz Marcus, nie jest tak źle.
-Jest, bo nawet nie pozwoliłaś mi kupić biletu.
-To tylko dlatego, że te dostałam od taty.
-Nawet gdybyś ich nie dostała nie pozwoliłabyś mi zapłacić.
-Jak Ty mnie dobrze znasz. Możemy już wejść, czy ,masz zamiar tu stać i się nad sobą użalać?
-Nie. Chodźmy.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Marcus wszedł do galerii za Martą. Bardzo cieszył się ze spotkania, ale nie miał zbyt dużo kasy, i wstydził się o tym powiedzieć. Nie chciał wyjść na typowego faceta z serii "każdy płaci za siebie", więc postanowił, że kupi kawę Marcie, a sam nie będzie pił. Tak, to wydawałoby się być znakomitym pomysłem, gdyby nie to, że Marta nagle powiedziała:
-Marcus, ja wiem, że nie masz kasy. Nie będziesz za mnie płacił. Mam kartę kredytową i użyję jej by zapłacić za siebie i za Ciebie również. I nie chcę słyszeć odmowy, bo sobie pójdę. Okay?
-Ale Marta..... To nie fair.. Dobrze, zapłać za siebie, ale pozwól mi zapłacić za mmoją kawę.  Proszę.
-Nie. A teraz powiedz mi, jakiej kawy się napijesz. Ja biorę Frappucino. Chyba waniliowe.. Na co masz ochotę?
-Zwykłą kawę z mlekiem proszę... Oddam Ci pieniądze.
-Tylko spróbujesz. Wtedy już więcej mnie nie zobaczysz. Przysięgam.
-No... To nie fair.. Szantażujesz mnie..
-Życie nie jest fair, Marcusie. A tak wgl.. Jesteś obcokrajowcem?
-Ah, pewnie pytasz ze względu na imię.. No więc, jestem Irlandczykiem.. Mój ojciec był Irlandczykiem a matka Polką. Poznali się w Niemczech. Pokręcona rodzinka, co?
-Troszkę. Ale to fajnie, że jesteś taki.. no cóż.. inny. I masz strasznie jasną cerę. I ciemne włosy. Naturalne?
-Niestety nie. Ojciec to blondyn, matka była ruda. Ja też naturalnie jestem blondynem. Ale nie wyglądam zbyt ciekawie w tym kolorze, więc farbuję na czarno. W bidulu i tak wiedzą o mnie tak dużo, że są pewni że to mój naturalny kolor. Nie lubię ich tam.. Ale jeszcze tylko rok i stamtąd spierdalam....
-A czemu trafiłeś do bidu.. Domu dziecka?
-Matka zmarła a ojciec wyemigrował do Irlandii do kochanki a mnie zostawił  w pustym mieszkaniu. Sąsiadka usłyszała płacz i wezwała policję. Chciała mnie adoptować, ale nie miała warunków. Ciotka powiedziała, że mnie nie chce w swoim domu więc mam zostać w bidulu.. Oficjalna wersja jest taka, że rodzice oboje nie żyją.. No cóż.. Dobra, chodź na tą kawę.